Janusz Śniadek Janusz Śniadek
2863
BLOG

Kłamaliśmy rano, kłamaliśmy wieczorem...

Janusz Śniadek Janusz Śniadek Polityka Obserwuj notkę 62

Donald Tusk prowadzi Polskę drogą Premiera Węgier, niesławnego Ferenca Gyurcsany. Instrumentalne traktowanie faktów dobrze widać przy forsowaniu przez niego zmian w Kodeksie pracy.

„Buńczuczne kłamstwa Premiera Tuska”, tak zatytułowałem tekst w GPC pod koniec kwietnia, kiedy pisałem po raz pierwszy o rządowej zmianie do Kodeksu Pracy wydłużającej okres rozliczeniowy nadgodzin do jednego roku. Premier, odpowiadając na żądania protestujących przeciw tych zmianom „Solidarności”, OPZZ i Forum, oświadczył: „Nigdy nie zgodzę się na takie działania, które mogą zwiększyć w Polsce bezrobocie”. Trudno o większą hipokryzję. Ustawa jednak za chwilę zostanie uchwalona i życie bezlitośnie obnaży jej skutki dla pracowników i gospodarki.


Ograć pracowników

Pracodawcy i rząd nie ukrywają, że intencją zmian jest wyposażenie pracodawców w narzędzie pozwalające tak organizować czas pracy, żeby do minimum ograniczyć nadgodziny. W uzasadnieniu do ustawy jest stwierdzenie, że ona: „będzie miała wpływ na konkurencyjność gospodarki, ze względu na możliwość zmniejszenia kosztów pracy”. Jak bardzo koszty pracy, czyli wynagrodzenia, mogą zostać zmniejszone? Według GUS w 2011 roku, w podmiotach zatrudniających powyżej 9 pracowników, Polacy przepracowali łącznie 308 milionów nadgodzin, otrzymując za nie 9 mld zł wynagrodzeń. Po uwzględnieniu pracujących w mniejszych firmach okazuje się, że stawką w całej gospodarce jest przeszło 10 mld zł, tyle jest właśnie owych „kosztów pracy” do zmniejszania. Pozostaje pytanie, czy w wyniku wprowadzenia tej ustawy nadgodziny zostaną ograniczone o kilka czy kilkadziesiąt procent. Wpływy podatkowe oraz składki ZUS utracone z tego tytułu będą także stanowić kwoty znaczące dla gospodarki i budżetu kraju.

Minister Pracy, w pisemnej odpowiedzi na moje pytanie zadane podczas sejmowej debaty, twierdzi, że obniżka płac nie jest intencją rządu. Nie wiem, czy pan minister udaje czy naprawdę nie rozumie (w co jednak trudno uwierzyć), że zmniejszenie liczby przepracowanych nadgodzin znacząco obniży wynagrodzenie pracownika, mimo że jego płaca zasadnicza nie ulegnie zmianie. Na dodatek eksperci z ministerstwa nie chcą albo nie potrafią przewidzieć, o ile zmniejszy się po wejściu w życie „antykryzysowej ustawy” liczba przepracowanych nadgodzin w polskiej gospodarce. Dzisiaj to ponad 300 milionów godzin rocznie.


Nagiąć fakty

W Regulaminie Sejmu istnieją zapisy nakładające na autora projektu ustawy ściśle określone obowiązki, pod rygorem niedopuszczenia do jej procedowania. Art. 32 zobowiązuje do przedstawienia w uzasadnieniu przewidywanych skutków społecznych, gospodarczych i finansowych wprowadzenia ustawy. Projekty bez takiej informacji Marszałek Sejmu ma obowiązek nie dopuścić do procedowania. W wypadku zmian do Kodeksu Pracy i innych ustaw w sprawie wydłużenia okresu rozliczeniowego ten artykuł Regulaminu Sejmu powinien mieć bezwzględne zastosowanie. Bezwzględnie, gdyż pytanie ile miliardów złotych mniej zarobimy, jest pytaniem także o to, ile  złotych mniej wpłynie do budżetów państwa oraz do kasy ZUS.

Cóż na ten temat mówią autorzy spornych projektów ustaw, rządowego i poselskiego? W uzasadnieniu do projektu rządowego czytamy: „Projektowana zmiana nie ma wpływu na sektor finansów publicznych, w tym na budżet państwa”. Oburzająco nieprawdziwe, ale to nic w porównaniu z projektem poselskim. W tym dokumencie oprócz wydłużenia okresu rozliczeniowego proponuje się wprost obniżenie dopłat do nadgodzin. Czyli zmniejszenia stawek za nadgodziny, niezależnie od redukcji ich liczby. Trzeba przyznać, że autora uzasadnienia cechuje duży tupet: „Zmiany dotyczące organizacji czasu pracy nie wywołują negatywnych skutków finansowych dla budżetu państwa (...) a wręcz przeciwnie, w swoich pozytywnych efektach mogą się przyczynić do utrzymania wpływów podatkowych oraz składkowych, a nawet ich wzrostu”.

W obu projektach są stwierdzenia o ich zgodności z prawem Unii Europejskiej. Tymczasem Dyrektywa UE dopuszcza wydłużenie okresu rozliczeniowego z czterech do sześciu miesięcy w ściśle określonych przypadkach. Wydłużenie do roku może być tylko zupełnym wyjątkiem. Platforma zamierza zrobić z tego regułę.


Przerzucić ciężar na obywateli

Ale to jeszcze nie najgorsze kłamstwa. Pytanie, o ile ograniczona zostanie praca w nadgodzinach, a w ślad za tym, o ile zmaleją zarobki, jest bardzo istotne również z innego powodu. Mniejsze zarobki oznaczają zmniejszenie siły nabywczej społeczeństwa, od której ściśle zależy popyt wewnętrzny.Mniejszy popyt to mniejsza sprzedaż, malejąca produkcja i zwolnienia pracowników. Ta ustawa, wbrew twierdzeniom premiera Tuska, nie tylko nie chroni przed bezrobociem, ale obniżając popyt, spowoduje jego wzrost. Jeszcze niedawno, na szczycie w Brukseli padło zapewnienie, że polski rząd nie podejmie żadnych działań ograniczających popyt. Pomimo tego premier narzuca rozwiązanie, które zwiększy bezrobocie.

Opisana historia nie pozostawia złudzeń co do intencji osób forsujących zmianę rozliczania czasu pracy. Pomimo utyskiwania na kryzys, co roku słyszymy o firmach bijących rekordy rentowności. O przerzucanie ciężarów kryzysu na pracowników zabiegają ci pracodawcy, którzy bez najmniejszych skrupułów wykorzystują każdą furtkę do obniżenia swoich kosztów. Etyka biznesu i sprawiedliwość społeczna to tylko mrzonki. Parlament jest nadużywany do rozstrzygania w drodze ustawowej spraw, które powinny być negocjowane w układach zbiorowych pracy.

Platforma z premierem Tuskiem na czele instrumentalnie traktują fakty. Mówiąc wprost - kłamią w żywe oczy.  I co ? I nic! Ale do czasu.

Janusz Śniadek

Zapraszam na FB:

Janusz Śniadek - strona poselska

https://www.facebook.com/janusz.sniadek.3

 

Były przewodniczący NSZZ "Solidarność", Poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka