Janusz Śniadek Janusz Śniadek
964
BLOG

O przywróceniu sześciodniowego tygodnia pracy

Janusz Śniadek Janusz Śniadek Polityka Obserwuj notkę 7

Taką nazwę powinien nosić procedowany w Sejmie poselski projekt Platformy, umożliwiający pracodawcom „na wniosek pracownika lub w razie braku możliwości udzielenia dnia wolnego od pracy” zapłacenie za pracę w sobotę tak jak za pracę w nadgodzinach. Ten projekt należy rozważać w kontekście innych rozwiązań, już wcześniej przeforsowanych przez Platformę. Nie byłoby go, gdyby nie wydłużenie wbrew licznym protestom okresów rozliczeniowych dla nadgodzin do 12 miesięcy. Proponowana zmiana polegająca na wydłużaniu czasu pracy osób zatrudnionych – tak jak ustawa o podniesieniu wieku emerytalnego – jest dewastująca dla rynku pracy.

Wydłużenie obowiązkowego okresu aktywności zawodowej mężczyzn o 2 lata, a kobiet o 7 oznacza zablokowanie naturalnej wymiany pokoleniowej. Dłużej pracujący Polacy nie zwolnią miejsc pracy dla absolwentów opuszczających szkoły i uczelnie. Dla ponad 4 roczników, kolejnego miliona młodzieży, oznacza to okrutny wyrok: bezrobocie albo emigrację. Dlatego Prawo i Sprawiedliwość uważa, że wycofanie się z podniesienia wieku emerytalnego jest konieczne w imię polskiej racji stanu.

Ustawa o przywróceniu pracujących sobót, wydłużająca czas pracy osób zatrudnionych, zmierza w tym samym kierunku – ogranicza zapotrzebowanie pracodawców na nowych pracowników. W każdej firmie wielkość zatrudnienia i czas pracy pracowników są funkcją liczby roboczogodzin koniecznych dla zrealizowania zadań firmy. Dla autorów projektu ta zasada nie obowiązuje. Twierdzą, że ich rozwiązanie zwiększy wpływy do budżetu. Z całą powagą przedstawia się wyliczenie wielu milionów złotych wpływów do ZUS z tytułu dodatkowej pracy w sobotę 5 tys. pracowników. Gdyby zatem nie pracująca sobota, to praca nie musiałaby być wykonana w inny dzień? W ocenie skutków regulacji dla budżetu powtarza się twierdzenie o większych wpływach. Posłowie Platformy z premedytacją wprowadzają w błąd albo nie rozumieją, o czym mówią.

W świecie realnej gospodarki w zakładach pracy na każdy budowany obiekt, maszynę czy drogę, zgodnie z normatywami czasu pracy, sporządzana jest technokalkulacja określająca liczbę roboczogodzin potrzebną do wykonania określonego zadania. Na przykład w stoczniach, gdy jeszcze żyły i produkowały, powstanie dużego nowoczesnego samochodowca pochłaniało 980 tys. roboczogodzin. Nawet panie sprzątające w ZUS za 5 zł na godzinę – jak podał niedawno na komisji sejmowej minister Marek Bucior – mają wyliczony normatyw powierzchni do sprzątnięcia w ciągu godziny. Pracodawcy zatrudniają dokładnie tyle osób, ile wynika z wyliczonego zapotrzebowania. Od manipulowania czasem pracy pracowników w żaden sposób nie zwiększy się czas potrzebny do wykonania określonej pracy. Nie wzrośnie wartość umów i kontraktów zawartych w wyniku przetargów. Nie zmienią się koszty robocizny, więc nie wzrosną wpływy do budżetu. Zmieniać się będzie tylko liczba potrzebnych pracowników.

Gdy wydłuży się czas pracy zatrudnionych, zmaleje liczba ludzi niezbędnych do wykonania pracy. Wbrew kolejnemu kłamliwemu stwierdzeniu w uzasadnieniu projektu, że regulacja pozytywnie wpłynie na rynek pracy, jej efektem będzie zmniejszanie zapotrzebowania na nowych pracowników, co z pewnością nie przyczyni się do zmniejszenia bezrobocia. Pracodawcy taniej jest zwiększać liczbę nadgodzin, niż tworzyć nowe etaty.

Polacy należą do najdłużej pracujących narodów w Europie. Równocześnie bijemy rekordy skali ubóstwa wśród osób pracujących. Ten projekt ma być swoistą pułapką, zastawioną na mało zarabiających pracowników, którym często brakuje na chleb, aby w pogoni za nieco większym zarobkiem wydłużali swój czas pracy. To naturalne, że część z nich – zwłaszcza pracownicy zatrudnieni do prac niewymagających wysokich kompetencji – będzie chciała skorzystać z takiej możliwości. Dlatego niepokój wyrażony przez Państwową Inspekcję Pracy w opinii do ustawy, że praca w soboty stanie się powszechną praktyką, jest całkowicie uzasadniony. Wątpliwości ma także Biuro Studiów i Analiz SN, wskazując, że bardzo trudno byłoby ustalić, czy wniosek był dobrowolny, czy pod naciskiem pracodawcy. Sąd Najwyższy wytyka wiele innych ułomności projektu i podsumowuje: „W świetle powyższego, opiniowany projekt ustawy nie powinien stać się przedmiotem prac legislacyjnych”. Nic dodać, nic ująć.

Janusz Śniadek

Były przewodniczący NSZZ "Solidarność", Poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka